Po dwóch tygodniach zamknięcia w kamienicy w Poznaniu zacząłem chodzić po ścianach, nie mogąc nigdzie wyjeżdżać, ani nawet wychodzić ze znajomymi. Gdy zakazano chodzić do lasu myślałem, że zwariuję. A potem pomyślałem: “Hej, przecież mam dostęp do takiego domku, w którym las widać z okna!” Właściwie to nawet nie las, a puszczę.
Kasia była oporna – a to, że nie ma łazienki, ani nawet kibelka, a to że nie ma prysznica, a że nie ma internetu, a to że aresztują nas za nielegalne przemieszczanie się między miastami. Udało się jednak w końcu przezwyciężyć te wszystkie problemy, kupić dużo internetu na zapas, przenośny sedes, a nawet zbudować na ogrodzie piękny prysznic pod krzakiem jaśminu.
Po trzech tygodniach prac remontowo-sprzątająco-ogrodowo-ziemnych chatka po pradziadkach nadawała się do dość komfortowego mieszkania, a za oknem wszystko zaczęło rozkwitać.