Wszyscy w bikepackingu skupiają się na wyborze odpowiednich sakw i roweru. Pozwólcie, że zanim przejdę do konkretów, przypomnę o jednej rzeczy. Wyposażenie na rowerze, prócz kasku, ma znaczenie drugorzędne, zarówno jeśli chodzi o aparaty, rowery, czy sakwy. Pierwszorzędne znaczenie ma sprzęt w górach, bo od niego zależy wasze życie. W wycieczkach rowerowych możecie się co najwyżej mniej lub bardziej zmęczyć, mniej lub bardziej wkurzyć, że jest wam niewygodnie, albo z czegoś się źle korzysta. Mogę sobie mówić, że to nie sprzęt, a głowa są ważne. Ludzie i tak będą się na nim koncentrować, dlatego opowiedzmy sobie historię jednej z gwiazd bikepackingu.
Na początek rowery
Mówiłem już, że sprzęt nie jest ważny? W 2019 roku na jednym z najbardziej rozpoznawalnych wyścigów bikepackingowych (z serii self-supported): Tour Divide w kategorii kobiet wygrała Alexanderze Houchin. Nie pobiła rekordu trasy w swojej kategorii, bo przejechała ją “tylko w 18 dni” (nam zajęło to 54, czyli 16 dni szybciej niż średni czas). Czemu o niej wspominam? Bo jest to kobieta zmagająca się z otyłością i problemami żywieniowymi, która na wyścigi nie zabiera prawie nic oraz nie zatrzymuje się nawet podczas najgorszej burzy, a trasę liczącą 4 418 km długości z przewyższeniami rzędu 66 km (!!!) przejechała na….
rowerze bez przerzutek. W butach górskich.
Pozostawię to bez komentarza (ale Was zachęcam bo to zawsze dobrze wymienić się poglądami)
Szczyt wyprawowej improwizacji i głupich min, czyli wycieczka do Mongolii w 2008. Rower kupiony w Irkucku, ale sakw w tym mieście nie mieli.
Gdyby Lenin żył, wybrałby bikepacking. Krasnojarsk 2018.
Nie ma lekko – Bajkał 2013 to szczyt ciężkości. Ciągnę tu przyczepkę extrawheel, polskiej produkcji. Fajna rzecz, ale lepiej odejmować, niż dodawać akcesoria.
Wiec do bikepackingowych konkretów! Kasia jechała nasze dwie ostatnie długie trasy (o charakterze: mixed terrain cycle touring, czyli mamy każdą skalę trudności i ogromną różnorodność nawierzchni) na kupionym w promocji, najniższym modelu Marina – San Rafael DS1. Na takim samym rowerze przejechałem Ałtaj. Ale w ubiegłym roku zainwestowałem wreszcie w coś z odrobinę wyższej półki – Marin Pine Mountain. Sprzedawany z kołami 27,5” daje super możliwości do zabawy w terenie. Ja zmieniłem sobie koła na 29”, z dynamem w przedniej piaście. Mam teraz super uniwersalny rower na wszystkie okazje (poza downhillem oczywiście).
Do tego zamontowałem rogi na kierownicę, bo pozwalają mi mieć bardziej wyprostowaną postawę, a dla kogoś ze złamanym kręgosłupem to bardzo ważne. Do tego siodełko Brooksa (B17 Standard). Wygrałem je kupę lat temu na jakimś festiwalu i długo przeleżało w szafie, bo na tak absurdalnie drogiej rzeczy aż dziwnie jeździć. Po czym założyłem sobie na Ałtaj i okazało się, że jednak opinie znakomitej większości długodystansowych rowerzystów nie wzięły się znikąd. Pożyczyłem tacie i nie chciał oddać.
Przejdźmy do bikepackingowego sedna, czyli sakw
Jeżeli chodzi o tradycyjne, duże sakwy na bagażnik to odpowiedź jest prosta – Crosso. Dobre i polskie. Niestety, z sakwami bikepackingowymi jest dużo trudniej. Z polskich produktów mam tylko Triglav – packman z kieszeniami, absolutnie fantastyczne trzymadło na przednią sakwę, którą może być wszystko, np. namiot. ja wożę z przodu sakwę Alpkita, choć kupiłem ją przed Triglavem, przede wszystkim ze względu na dużą pojemność (20l). Dziś wolałbym raczej jakiś prostszy, a lżejszy wór, bo do packmana można podpiąć wszystko.
Kasia ma z przodu Ortlieba. Produkt fantastyczny, ale za mała jak na długie wyprawy pojemność (15l), plus ciężko się zdejmuje i zakłada (ciężko to znaczy jakąś małą minutkę, a packmana się odpina w 20s, teraz przemnóżcie min. 80s oszczędności każdego dnia przez 2 miesiące wyprawy). Pod siodło Kasia ma również Ortlieba, który działa świetnie, ale tylko ze sprzedawaną oddzielnie taśmą, moim zdaniem absolutnie niezbędną i wkurza mnie producent, który każe za to dopłacać.
Mój rower w pełnej okazałości, USA 2019
Nasze oba rowery, brakuje tylko pary sakw na widelce, USA 2019
Dlatego ja wybrałem Topeaka, który jest duży (15l) i ma w środku praktyczny nieprzemakalny wór. Są dwa ale: ortlieb jest w 100% nieprzemakalny, topeak niby też, ale wór będzie wilgotny i ta wilgoć troszkę (tylko troszkę!) może przejść na ciuchy. Inna sprawa, że wór można wyjąć razem ze wszystkim, a to mega praktyczne na biwaku. Gorszym mankamentem jest to, że po wyjeździe na Ałtaj ostro naderwały mi się paski które podczepiam pod siodło. Teoretycznie to powinno dyskwalifikować tą sakwę, ale bardzo ją polubiłem, znalazłem za jakieś 200 zł w promocji i kupiłem nową.
Poprawa stabilności tylnej sakwy
Żeby sakwa była stabilna na najgorszych wertepach dokupiłem do tego kolejne akcesorium alpkita, coś w rodzaju stelażu podtrzymującego sakwę od góry. Tylko proszę mi nie pisać, że to każdy Wiesiek może zrobić u siebie w piwnicy, zamiast płacić 20 funtów. Ja wolę płacić. Dodatkowo, taki stelaż był dla mnie super ważny, by leżała sobie na nim stabilnie torba biodrowa, w której trzymałem sprzęt foto. Dzięki temu plecy były odciążone, a aparat zawsze w zasięgu ręki (i tak za wolny byłem na niedźwiedzia, ale na lecące ptaszydła już zdążałem wyciągać). Aparat to bezlusterkowy Olympus, co pozwoliło zaoszczędzić sporo wagi.
Bagaż na GDMBR po spakowaniu
Pod ramę mieliśmy torby Gianta, kupione w sklepie, bo chcieliśmy je dopasować do ramy. Jestem leniem, nie chciało mi się mierzyć ramy, bo to matematyka, a matematyki nie cierpię. W sklepach mają najwyraźniej tylko Gianty, więc to kupiliśmy. I to jedyna część ekwipunku, która się nie sprawdziła, bo w sakwach poszły zamki. Nie podaję linku, bo nie polecam. Radzę raczej napisać do Triglava, a zrobi wam sakwę pod wymiar. Sakwy małe na widelec kierownicy to pomysł od zaprzyjaźnionego sklepu biekapckers.com.pl: Gorilla Cage + Adapter + worki. Nie jest to może najtańsze rozwiązanie, ale według mnie absolutnie bombowe. Polecam, mimo iż jedno mocowanie worka pękło po drodze. Trzeba przyznać, że Kasia wydatnie mu w tym pomogła. U mnie przez 6000km po wertepach nie pękło nic.
Nie mam zamiaru wracać do tradycyjnych sakw, między innymi dlatego, że bikepackingowo mogę robić m. in. takie rzeczy jak na Ałtaju. Gdy droga się urywa a jest do przejścia jakiś 7 brodów, to z tymi sakwami jest ciężko, ale nadal jest fun.
Oprócz powyższych, drogich sakw miałem jeszcze swoją ukochaną, starą sakwę trójkątną na ramę, w której trzymam wszystkie artykuły pierwszej potrzeby. Ma 14 lat i uparcie nie chce się rozpaść, choć cały czas obiecuję sobie, że ją wyrzucę po kolejnej ekskursji. Kosztowała pewnie jakieś 40 zł.
Bikepacking w praktyce – Polska
UWAGA!
Jeżeli nie odpowiedziałem na jakieś Wasze pytania, wątpliwości czy bolączki, to piszcie w komentarzach, śmiało. Wpis się podobał? Napisz w komentarzu, będzie mi się chciało pisać dalej. A za udostępnienie postu to już byłbym najwdzięczniejszy na świecie. A jeśli się nie podobał, to też napisz, dlaczego?
UWAGA 2!
To nie jest wpis sponsorowany, linki do produktów zamieściłem, żeby było Wam wygodniej. Lubię się z Crosso, Triglavem i sklepem Bikepackers, ale nie mam z tych linków ani złotówki.
UWAGA 3!
W doborze naszego wyposażenia bikapackingowego pomagał nam nasz Ekspert, który na sprzęcie bikapackingowym i kawie w terenie zna się najlepiej. Jest to Wojtek z 500miles.pl. Jesteśmy bardzo wdzięczni za pomoc!
2 Comments
Super przydatny wpis. A od jakiej torby najlepiej zacząć przygodę z bikepackingiem, podsiodłowej?
Hej, cieszę się 🙂 Jeżeli chodzi o torby podsiodłowe to mogę tylko odesłać do tekstu – tam są linki do naszych toreb, od których zaczęliśmy i kontynuujemy przygodę 🙂